Nie, nie mam także zamiaru rozpisywać się tutaj o beznadziejnym stylu pisania autorki, infantylności całokształtu powieści i tym że słowo "seks" wystąpiło w samej pierwszej części 275 razy, natomiast zwrot "wewnętrzna bogini" 129 razy w całej trylogii.
O tej książce zostało napisane już absolutnie wszystko: poczynając od totalnego wyklęcia jej i uznania za bękarta literatury współczesnej; poprzez uznanie jej za "tanie czytadło", kończąc na absolutnym uwielbieniu i przypisaniu cech boskich autorce.
Nie mam zamiaru jej więc "recenzować", ponieważ zrobiło to przede mną wiele osób bardziej to do tego powołanych. Ja wolałabym raczej skupić się na samym fenomenie serii "50 Shades...".
Jak powszechnie wiadomo, literatura erotyczna istniała już od wieków. Była ona zazwyczaj znacząco marginalizowana, uznawana za niszową, a do czytania jej nie przystawało się przyznawać.
Nasuwa się pytanie:
"Skąd więc ten nagły przełom ?"
Moim zdaniem E.L. James po prostu intuicyjnie wyczuła zmianę w społeczeństwie i dzięki niesamowitemu łutowi szczęścia udało jej się trafić na właściwy moment. Obyczaje się zmieniają, ludzie coraz częściej łamią granice, filmy coraz odważniejsze mają coraz niższe progi wiekowe itd, itd...
Autorka po prostu posunęła się o krok dalej. Przyniosło jej to sławę i pieniądze, a także pociągnęło za sobą dziesiątki nowych "tworów greyopodobnych". Jak można łatwo zauważyć standardy się obniżają, ludzie jeśli już czytają to coraz większy chłam, a wzbogacają się na tym .... "fanki zmierzchu które zainspirowane tym dziełem postanowiły pójść w ślady Meyer i napisać własną powieść" oraz pewnie jakieś korporacje, bo ktoś musi przecież napędzać ten biznes.
Samo "50 Shades of Grey" samo w sobie jeszcze da się przeżyć. Bardziej przerażające są książki, które są wierną jego kopią, praktycznie odrysowaną od linijki. I ONE WŁAŚNIE SĄ BESTSELLERAMI. LUDZIE, SERIO ?
Cieszy mnie to, że poziom czytelnictwa wzrasta, a ta literatura może być traktowana jako przerywnik w czytaniu. Ale żeby od razu bestseller ?
Nie wiem, jakie wartości może nieść za sobą książka inspirowana książką inspirowaną "Zmierzchem".....
Cytując Stephena Kinga: "Zmierzch jest o tym , jak ważne jest mieć chłopaka". 50 Shades of Grey podtrzymuje to stwierdzenie, zmieniając jedynie chłopaka na " niesamowicie przystojnego kochanka".
Jako podsumowanie po prostu wkleję tu wszystkie tytuły, które powstały zaraz po "50 Shades..." i utrzymują się na liście bestsellerów. Jak widać nawet oryginalność okładek powala.
Ja tam nie czytałam ,,50 twarzy Greya" i nie mam zamiaru tego czytać, jak i podobnych książek ;)
OdpowiedzUsuńO kurczę, nawet nie wiedziałam, że aż tyle tego jest. Sama czytałam tom pierwszy Greya i ubawiłam się setnie. Recenzję napiszę, nie darowałabym sobie, moja wewnętrzna bogini musi to zrobić ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze trylogii o Greyu, ale mam zamiar to zrobić, aby przekonać się, jakie wrażenie wywrą na mnie te powieści. Faktycznie, nie da się nie zauważyć całego boomu, jaki nastał po wydaniu książek pani Leonard. Z przedstawionych książek czytałam "Trzy oblicza pożądania" i przyznaję się, że książka przypadła mi do gustu. Owszem, było w niej trochę seksu, ale co ważne - autorka stworzyła jeszcze kilka innych wątków, zupełnie niezwiązanych z aktami seksualnymi, które świetnie dopełniły całą historię. Zapomniałaś jeszcze dodać książki "Fantazje w trójkącie", gdzie życie bohaterów kręci się wokół jednego. ;-)
OdpowiedzUsuńTrochę przerażająco wygląda ta nowa moda...
OdpowiedzUsuńGreya czytałam i muszę przyznać, że tom pierwszy zaciekawił, do drugiego nakłoniła mnie ciekawość rozbudzona w końcówkę pierwszej części, ale trzeci tom... O co najmniej jeden za dużo. Za dużo "bogiń", "przygryzania wargi" i "świerzbiącej ręki"... Reszta napisana na jego podstawie tym bardziej mnie przeraża...
OdpowiedzUsuńAle tych książek jest. Ja nie doczytałam nawet pierwsze części i tego nie zmienię
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia, że ludzie rzucili się na tego typu książki jak sępy. Ilość kopii jest przerażająca.
OdpowiedzUsuńBardzo rzeczowy i potrzebny w blogosferze post! Nie przeczytałam trylogii o Greyu - jedynie przekartkowałam pierwszą część. Jednak wiem o czym jest i jaka jest. Nawet roztargnione spojrzenia na przypadkowe kartki wystarczą, by dostrzec to, jakim stylem napisana jest ta powieść. To prawda, że nastała moda na literaturę erotyczną. Szkoda tylko, że jej wartość jest wątpliwa. I te podobieństwo okładek... Pisanie o seksie to dobry biznes, a najlepszym tego potwierdzeniem jest fakt, że po premierze pierwszej części Greya, inne powieści tego pokroju zaczęły pojawiać się jak grzyby po deszczu na rynku czytelniczym. Spośród wymienionych przez Ciebie książek, tylko o "Trzech obliczach pożądania" czytałam kilka pozytywnych opinii. Reszta zupełnie mnie nie zainteresowała. Do powyższej listy dodałabym jeszcze "Zachcianki. Dziesięć zmysłowych opowieści" napisane przez polskich autorów. Miałam okazję je przeczytać i nawet mi się spodobały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dodaję do obserwowanych, bo bardzo mi się u Ciebie podoba :)
O rany, trzeba się nieźle nudzić w trakcie lektury żeby policzyć ile razy zostało w niej użyte jakieś słowo ;) Jeszcze nie czytałam powieści E.L. James i nie wiem, czy kiedyś to zrobię, ale zgadzam się z tym, że autorka idealnie wyczuła moment i wywołała prawdziwą burzę, a liczba powieści inspirowanych "50 Shades..." mówi sama za siebie. Szkoda tylko, że z roku na rok na listy bestsellerów trafiają coraz dziwniejsze tytuły... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo, sporo tych książek. Ale czytałam "Mistrza" i tu się nie zgodzę, bo uważam, że tutaj seks jest tylko tłem, dodatkiem, a fabuła kręci się wokół czegoś zupełnie innego :)
OdpowiedzUsuńOj, to samo było ze "Zmierzchem". Moda, jak to moda, zawsze przemija, a że po drodze parę osób się wzbogaci, to inna sprawa :) Ja tam szerokim łukiem omijam te post-50-twarzy-greja lektury.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe podusmowanie trudno się nie zgodzić
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Greya, przeczytałam Crossa - rzeczywiscie nie ma to nic wspólnego z ambitną literaturą, bo czego można się spodziewać po erotykach? No właśnie. Jeśli zatem jest to bestseller w tym gatunku, to niech sobie będzie. Nie chcę tego oceniać ani na tak, ani na nie. A każdy kto zamierza przeczytać chyba wie, czego moze spodziewać się po tej trylogii.
OdpowiedzUsuńA ja się nie zgodzę. Gery mnie powalił na kolana. Czytam jednym tchem. Zaniedbuje swoje domowe obowiązki przez tą powieść. Dla mnie jest intrygująca, wzbudzająca emocje. Faktem jest, ze autorka trochę przesadza z powtarzaniem typu "marszczy brwi" lub "moja bogini". Ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Napisana jest prosto o miłości, o której tak na prawdę każda z nas marzy. I to jest najpiękniejsze :-)
OdpowiedzUsuń