środa, 9 listopada 2011

Listopadowy stosik !

No, w końcu się doczekałam moich selkarowych książek. Wyczekiwałam ich prawie jak świątecznych prezentów :) Ostatnio jakoś nie mam co czytać, a droga do biblioteki wydaje się taka długa...
Oto moje najnowsze śliczności:

Myślę, że nie muszę wypisywać tytułów, bo wszystkie są widoczne. Napiszę jedynie, że różowa książka to "Norwegian Wood" Harukiego Murakamiego. Szczególnie dumna jestem chyba z "Dallas' 63". Po pierwsze, bo jest najgrubsza, a po drugie, bo jej premiera była wczoraj i można ją nazwać  w pewien sposób "świeżą".

Jak tylko skończę "Zieloną Milę" to się za nie zabieram. Będę miała chyba tylko problem, od której zacząć, bo wszystkie wyglądają smakowicie :) Może Wy mi podpowiecie ?

sobota, 15 października 2011

"Kafka nad morzem" Haruki Murakami

 Przeczytanie książki Harukiego Murakamiego było chyba moim pierwszym zetknięciem się z literaturą japońską. Wcześniej słyszałam dużo o tym autorze, ale treść jego książek była dla mnie swojego rodzaju tajemnicą - nikt o niej nie pisał, ani nawet nie precyzował gatunku literackiego. Pomimo to postanowiłam spróbować i  kupiłam "Kafkę nad morzem".

 Książka od początku pozytywnie mnie zaskoczyła, bo bohaterem był mój rówieśnik - piętnastoletni Kafka Tamura. Dzięki temu w łatwy sposób mogłam się z nim identyfikować. Ciężko opowiadać o treści książki, ponieważ jest ona dość skomplikowana i raczej rozbudowana (ponad 600 stron). Postaram się jednak zarysować mniej więcej fabułę: główny bohater, wyżej wspomniany Kafka, stwierdził, że ma dość szkoły i ojca, więc uciekł z domu na wyspę Shikoku. Jego dawne życie było opisane dość mętnie i w sumie nie do końca wiadomo, kim był przed ucieczką. Jednak z biegiem książki dowiadujemy się, fragment po fragmencie, faktów z przeszłości rodziny Tamura.

 Oprócz historii młodego Tamury, pojawia się także drugi wątek - pana Nakaty, upośledzonego umysłowo staruszka, który potrafi romawiać z kotami. Co ciekawsze, te dwa wątki coraz bardziej łączą się ze sobą. Poza tym, ten przemiły staruszek wprowadza do powieści urozmaicenie w postaci akcentów humorystycznych - mówił on na przykład o sobie w trzeciej osobie, a do kotów zwracał się na per "Pan".
O panu Nakacie na początku także wiemy niewiele, lecz cenne informacje zdobywamy przez retrospekcje w formie raportów wojskowych.

 Wszystko w tej książce zawiera tak jakby drugie dno. Ponadto nie zawsze wiemy, kiedy wydarzenia w książce są fantastyczne, a kiedy znów zminiają się w rzeczywistość. Autorowi naprawdę trzeba pogratulować umiejętności przeplatania ze sobą wątków i całej fabuły oraz robienia tego w taki sposób, by było to jednak zrozumiałe dla czytelnika. Literatura ta na pewno różni się od znanej szeroko europejskiej lub amerykańskiej. Haruki Murakami przedstawia w swojej powieści zupełnie inny sposób myślenia i patrzenia na świat (choć w niektórych miejscach widoczne są także bardziej zachodnie akcenty).

 Jak pisałam wyżej, nie miałam absolutnie żanych trudności w identyfikowaniu się z głównym bohaterem. Był on w tym samym wieku, słuchał podobnej muzyki. To bardzo pomagało zrozumieć jego zachowania.  W niektórych momentach autor wyraźnie nakreślił jego rozdwojenie osobowości. Pierwsza, z którą mamy do czynienia praktycznie cały czas to Kafka. Drugą osobowością jest chłopiec zwany Kawką, który ujawnia się w ważniejszych lub bardziej filozoficznych momentach życia chłopaka. Kafce zdarza się rozmawiać ze swoją drugą osobowością o życiu. Ponadto chłopiec zwany Kawką przypomina mu w trudniejszych momentach, że musi stać się "najtwardszym piętnastolatkiem świata".

  "Kafka nad morzem" jest na pewno bardzo ciekawą i filozoficzną książką. Pomimo swoich raczej sporych rozmiarów nie nuży. Gdybym miała określić ją jednym słowem, pewnie pierwszym , o którym bym pomyślała byłoby "dziwna". Jednak po dłuższym zastanowieniu dodałabym do tego jeszcze "interesująca" i "skłaniająca do refleksji". Na pewno sięgnę jeszcze po literaturę pana Murakamiego, a tym czasem chciałabym polecić tę książkę wszystkim ciekawym świata. Nie muszę oczywiście już wspominać, że dla dla osób interesujących się kulturą Japonii jest to lektura obowiązkowa.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

"Dziewczyna, która pływała z delfinami" Sabina Berman

 Po pierwsze: dawno nie pisałam żadnej recenzji, toteż ta raczej nie będzie górnolotna ani wysmakowana, ale z pewnością zapowiada się wyjątkowo.

  Na okładce książki Sabiny Berman możemy wyczytać, że to jej powieściowy debiut. Jednych może to zachęcić do przeczytania, inni stwierdzą, że nie ma znaczenia, która to książka tej autorki. Jeszcze inni (choć bardzo nieliczni) mogą poczuć się zniechęceni i odłożyć "Dziewczynę, która pływała z delfinami" na półkę. Ja jednak postanowiłam jak najszybciej zabrać się do lektury, bo słyszałam wcześniej wiele dobrego o tej książce. Na okładce jednak możemy znaleźć też inną, również ciekawą informację, mianowicie, że jest to "opowieść na miarę bestsellerowego Forresta Gumpa". Ucieszyłam się, ponieważ uwielbiam Forresta Gumpa, a opinie o tym, że  tytułowa dziewczyna jest jego żeńską wersją zdają się co najmniej interesujące.

 Już od pierwszej strony wiadomo, że przy lekturze nie będzie można się nudzić. Cała historia pisana jest w formie autobiografii kobiety z autyzmem wspominającej swoje dzieciństwo i dorastanie. Każdy rozdział pełen jest ciekawych zdarzeń i wypadków. Tytułowa dziewczyna ma na imię Karen i jest wychowywana przez ciotkę. Choć duże trudności sprawia jej komunikowanie się z innymi osobami, ma ona genialną, fotograficzną pamięć. Swoją miłością darzy morskie zwierzęta, a w szczególności tuńczyki, bo jej ciotka odziedziczyła firmę, która je poławia.

 Tak w skrócie rysuje się historia Karen. Byłam trochę zawiedziona, ponieważ wbrew tytułowi nie pływała ona z delfinami, a raczej z tuńczykami, jednak autorka nawet to uczyniła ciekawym. Włożyła ona także w usta Karen wiele ciekawych i budujących fraz, jednak często nie zgadzałam się z filozofią w nich zawartą. Kolejną rzeczą, która niekoniecznie mi się spodobała w tej książce było to, że wiele wątków pozostało niezakończonych,a co więcej: później nawet o nich nie wspominano. Po prostu było to bardzo chaotyczne.

 Jednak pomimo tych wad uważam, że lektura robi bardzo dobre wrażenie, szczególnie, że jest to debiut pisarski. Postać Karen jest ciekawa i urocza. Pokochałam ją już po kilku stronach. Jej inne, ale też interesujące spojrzenie na świat jest na prawdę niesamowite. My chyba także powinniśmy tak jak ona na chwilę usiąść nad brzegiem morza i przestać myśleć tak, jak wszyscy inni  ludzie. Karen nie zgadzała się ze stwierdzeniem "Myślę, więc jestem"; ona mówiła "Jestem, a chwilami myślę". Nie patrzyła na świat tak jak my, czyli  poprzez pryzmat wartości, które ukazuje nam dzisiejsze społeczeństwo. Ona widziała świat takim, jakim jest naprawdę.

 Z niecierpliwością czekam na kolejne książki pani Sabiny i chcę polecić tę każdej osobie, która szuka dobrego czytadła.

sobota, 30 lipca 2011

One lovely blog award

 Czuję się zaszczycona, ponieważ zostałam nominowana do nagrody One Lovely Blog Award przez Dianę oraz Annalynne.

Zasady:
- napisz u siebie podziękowania i wklej link blogera, który cię nominował,
- napisz o sobie siedem rzeczy,
- nominuj szesnaście innych, cudownych blogerów (nie można nominować osoby, która cię nominowała),
- napisz im komentarz, by dowiedzieli się o nagrodzie i nominacji.



7 rzeczy o mnie:

1. Choć pewnie nikogo to zdziwi moim ulubionym przedmiotem szkolnym jest język polski. Oprócz tego lubię także: WoS i historię, czyli ściśle mówiąc raczej jestem humanistką :)
2. Oprócz czytania książek mam też wiele innych zainteresowań: dwa największe to chyba granie na gitarze oraz szeroko pojęte rysowanie. Po skończeniu gimnazjum mam nawet zamiar iść do liceum plastycznego.
3. Moim ulubionym serialem telewizyjnym jest "Glee". Obejrzałam już 2 pierwsze sezony i niecierpliwie czekam na trzeci.
4. Uwielbiam koszykówkę. W tym roku niestety nie miałam na nią zbyt dużo czasu, ale zawsze starałam się znaleźć te 2 godziny w tygodniu na grę.
5.Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Słucham praktycznie wszystkich gatunków i różnorodnych wykonawców, ale szczególną miłością darzę: Jasona Mraza, The Beatles, Jacka Johnsona oraz Monikę Brodkę. Moim najnowszym muzycznym odkryciem jest zespół Enej, którego utwory towarzyszą mi dniem i nocą.
6.Uwielbiam zapach świeżo skoszonej trawy, lasu oraz lakieru do paznokci.
7. Z racji, że nie wiem co jeszcze mogę o sobie powiedzieć napiszę, że pojutrze mam urodziny :)


Blogi, które nominowałam:
Maya 
Luna 
Sara 


 

wtorek, 28 czerwca 2011

Wakacje :)

 W końcu nadeszły upragnione wakacje, a wraz z nimi także i wyjazdy. Chciałabym więc poinformować wszystkich, że nie będzie mnie praktycznie przez cały lipiec. Strasznie nad tym ubolewam, ponieważ kiedy już wyjadę praktycznie cały czas będę odcięta od Internetu, a poprzez to od aktualności książkowych i oczywiście Waszych blogów. Wezmę ze sobą kilka ciekawych lektur, szczególnie przydatnych podczas długiej samochodowej jazdy do Wenecji. Jeszcze przed wyjazdem postaram się zrecenzować "Jesienną Miłość", którą właśnie czytam, a po powrocie naturalnie postaram się odrobić zaległości :) Pozdrawiam!

środa, 1 czerwca 2011

"Pałac Północy" Carlos Ruiz Zafón

 Muszę przyznać, że uwielbiam twórczość Zafóna. Wszystkie jego książki mają swój wyjątkowy, niepowtarzalny klimat. Uważam jednak, że ten autor z czasem pisze coraz lepiej. Każda kolejna powieść jest coraz lepsza, dlatego nie przepadam specjalnie za książkami, które napisał w latach dziewięćdziesiątych, a na sklepowe półki trafiają dopiero teraz. "Książę Mgły" był według mnie nie do końca dopracowany, więc nie byłam nastawiona zbyt optymistycznie do lektury "Pałacu Północy", a jednak postanowiłam spróbować.

 Już na początku należy się autorowi ode mnie duży plus. Za co? W większości jego książek akcja rozgrywa się w Barcelonie, albo przynajmniej w Hiszpanii. Dużym zaskoczeniem jest fakt, iż historia opisana na kartach "Pałacu Północy" ma miejsce w Indiach, a dokładniej w Kalkucie. Prawdę mówiąc, na początku strasznie się bałam, że Zafón nie poradzi sobie z tak doskonałym zobrazowaniem tego miasta, jak robił to w przypadku Barcelony. Każdy, kto czytał "Cień Wiatru" lub "Grę Anioła" chwali go za mistrzowski klimat i piękne opisanie jej. Po prostu Barcelona widziana przez pryzmat jego książek wydaje się wręcz bajkowa.

 Na szczęście autor sprostał zadaniu. Kalkuta opisana w jego powieści staje się niesamowita. Czytelnik marzy, by choć przez chwilę móc zobaczyć te piękne uliczki skąpane w słońcu, odwiedzić Bibliotekę Muzeum Indyjskiego lub przyjrzeć się tytułowemu Pałacowi Północy.

 Czasy, w których autor umieścił całą akcję są bardzo typowe dla jego powieści, bowiem wszystkie wydarzenia mają miejsce w pierwszej połowie dwudziestego wieku. To także nadaje tej książce niepowtarzalnego klimatu. Według mnie to najpiękniejsze czasy, w których może być umieszczona akcja. Są  tajemnicze i wyjątkowe, że aż nie sposób się oprzeć przeczytaniu takiej książki.

 Niestety, pomimo wszystkich wypisanych powyżej pozytywnych cech "Pałacu Północy" muszę napisać o największym minusie: Jest ona napisana na podstawie bardzo charakterystycznych dla Zafóna, jak i w ogóle dla literatury motywów. Autor wykorzystał tu znany czytelnikom z wielu jego innych książek obraz przerażającego mężczyzny, który straszy w sumie tylko tym, że przez większość książki jest niesamowicie tajemniczy. Poza tym podczas lektury po prostu czuje się powtarzalność w stosunku do innych książek autora. To jedna z jego pierwszych powieści, więc motywy, których w niej użył, były przez niego rozwijane i wykorzystywane we wszystkich następnych książkach.

 Jedną z niewielu rzeczy, która odróżnia tę powieść od innych Zafóna jest liczba głównych bohaterów. W "Księciu Mgły", a także następnych jest ona bardzo wąska, a w przypadku "Pałacu Północy" jest ich na prawdę wielu, co jest też dużym pozytywem.

 Jeśli ktoś nie czytał jeszcze żadnej książki Zafóna, może to być dla niego cudowna, pełna zaskoczeń i nagłych zwrotów akcji lektura, jednak gdy ktoś jest już obeznany z jego twórczością będzie dla tej osoby jedynie czytadło na dość dobrym poziomie.  Pomimo wszystkich rzeczy które przemawiają na niekorzyść tej książki, uważam, że warto ją przeczytać. Nawet jeśli sama fabuła nie będzie dla kogoś zbyt interesująca, to znakomitą rekompensatą  jest genialnie wykreowany obraz dwudziestowiecznej Kalkuty. Polecam!


poniedziałek, 23 maja 2011

"Jutro" John Marsden

 O książce dowiedziałam się tak jak pewnie większość czytelników z Polski - poprzez akcję prowadzoną w szkołach ( w mojej co prawda nie, ale nieważne). Kiedy przeczytałam opis, pomyślałam, że chciałabym ją przeczytać, jednakże szybko o tym zapomniałam. Potem nieco się zdziwiłam, ponieważ zobaczyłam u siebie w szkole dziewczynę zaczytaną właśnie w "Jutrze". Trochę się zdziwiłam, bo osoby na szkolnych korytarzach raczej nie wychodzą poza "Zmierzch", "Pamiętniki Wampirów" etc., a tu takie zaskoczenie! Tydzień później ucieszyłam się niezmiernie, bo moja siostra postanowiła kupić sobie kilka książek, w tym właśnie tę, więc czym prędzej zabrałam się do lektury.

 Opowiada ona historię z jednej strony straszną dla każdej nastolatki, mieszkającej z rodzicami i niewyobrażającej sobie innego życie niż to, które prowadzi : kilkoro przyjaciół udaje się na wycieczkę do Piekła - odludnego miejsca, gdzie podobno mieszkał kiedyś pustelnik - morderca. Wyruszają tam na tygodniowy biwak. Kiedy wracają okazuje się, że ... wszystkie zwierzęta są martwe, a ich rodziny zniknęły. Żeby naprawdę zrozumieć to przerażenie, które ogarnęło w jednej chwili bohaterów trzeba samemu postawić się na ich miejscu i zadać sobie pytanie: Co ja bym zrobił/ zrobiła w takiej sytuacji?

 Jeśli chodzi o mnie, to pewnie zemdlałabym ze strachu, albo coś podobnego. Kilku przyjaciół też prawie zaczęło panikować, ale na szczęście dowodzenie przejął Homer - chłopak, który właśnie w tamtej chwili odkrył w sobie zdolności przywódcze. Musieli przecież zastanowić się, co robić dalej, sprawdzić co właściwie stało się w ciągu tamtych kilku dni i podjąć jakieś działania.

 W książce opisana jest przygoda, która jednocześnie pociąga, jak i odpycha. Oczywiście każdy pewnie chciałby przeżyć coś takiego- móc walczyć o przetrwanie z przyjaciółmi, ale jednocześnie pewnie nikt naprawdę gdyby znalazł się w sytuacji bohaterów, nie byłby zbytnio szczęśliwy. Uważam, że historia przedstawiona w książce jest na pewno ciekawa, interesująca i oryginalna. Autor musiał być bardzo pomysłowy, by stworzyć coś takiego. Ponadto bardzo spodobał mi się wątek Pustelnika, który podobno kiedyś zamieszkiwał Piekło.

 Oczywiście, jak to w książkach młodzieżowych, nie obyło się bez perypetii miłosnych uczestników wyprawy. Nie były one jednak za bardzo przesadzone ani zbyt rozwlekłe, więc ciekawie się czytało, nadawały one książce smaku. "Jutro" ma w sumie tylko jedną wadę - bohaterowie robią mnóstwo niebezpiecznych rzeczy, a ponoszą przy tym bardzo małe straty, co czyni niektóre wydarzenia dość nieprawdopodobnymi. Poza tym chyba nie dostrzegłam więcej minusów.

 Zachęcam wszystkich do przeczytania książki - uważam, że naprawdę warto!

środa, 18 maja 2011

"Kwiat Pustyni" Waris Dirie

 Już od dłuższego czasu planowałam napisać tę recenzję, ale zawsze coś się nie udawało. Jestem szczęśliwa, ponieważ w końcu się do tego zabrałam, bo ta pozycja zdecydowanie jest tego warta.

 O "Kwiecie Pustyni" dowiedziałam się w Internecie. Wcześniej kojarzyłam jedynie film, bo w trakcie jazdy do szkoły widziałam plakat. W sumie nie do końca wiedziałam, co to za dzieło, więc postanowiłam poczytać trochę recenzji. Już od razu się ucieszyłam, gdy dowiedziałam się, że książka jest oparta na faktach. Takie pozycje zazwyczaj są ciekawsze. W końcu doczekałam się jej w bibliotece i wypożyczyłam bez chwili zawahania.

 Opowiada o młodej Waris, której imię znaczy w języku nomadów "Kwiat Pustyni". Autorka w tej książce dzieli się z czytelnikami swoimi dramatycznymi przeżyciami związanymi z obrzezaniem, które przeszła. Wielu z nas może uważać, że w dzisiejszym, "cywilizowanym" świecie nie ma miejsca na takie okrucieństwo, dlatego przeżyłam taki szok w trakcie czytania powyższego dzieła. Bo czy ktoś z nas, żyjących spokojnie w Polsce mógłby przypuszczać, że  w ciągu roku zostaje poddanych obrzezaniu kilka milionów dziewczynek? Na pewno nie. Należy jeszcze dodać, że następuje ono w brutalnych okolicznościach. Bez znieczulenia, małe dzieci cięte są ( nie, wcale nie specjalnymi narzędziami) ostrymi kamieniami, starymi, zakrwawionymi brzytwami lub kawałkami szkła. Potem znachorka zszywa wszystko używając igieł roślin, a następnie "pacjentkę" zostawia się na kilka dni samą na środku pustyni. Ktoś mógłby zapytać: Po co to wszystko? Odpowiedź jest prosta:  Nie jest to żaden obrzęd religijny, w niektórych krajach kobiety nadal traktuje się przedmiotowo, sprzedając je za miskę ryżu lub wielbłądy, a nowy pan młody chce mieć pewność, że jego małżonka jest stuprocentowo "świeża".

 Bohaterka pochodzi z Somalii, gdzie takie praktyki są na miejscu dziennym, tak jak w ponad dwudziestu innych krajach Afryki.  Jednak niestety, rozprzestrzenia się to też, na inne, cywilizowane kraje. Oczywiście, spora część dziewczynek umiera po takim "zabiegu". Większość przez zakażenie, złe zszycie rany, a niektóre po prostu nie wytrzymują bólu.

 Warto też wspomnieć o podtytule książki : " Z namiotu Nomadów do Nowego Jorku". Waris Dirie udowodniła,  że wszystkie bariery można przełamać. Pomimo wielu trudności, udało jej się wyjechać i rozpocząć normalne życie. Została modelką, a sława dała jej siłę, by opowiadać o okrucieństwie obrzezywania dziewczynek światu. Sama przeżyła ten koszmar, więc stara się naświetlić ludziom problem, którego nie zauważają, nigdy wcześniej o nim nie słyszeli. Po co tyle niepotrzebnych śmierci i bólu?

 Książka daje też jedno świadectwo: to życie pisze najokrutniejsze historie. Nic, co zostało zmyślone przez autora, nie jest w stanie zawrzeć tyle bólu, co biografia. Przykładów na to w literaturze jest bardzo wiele. Oczywiście pragnę gorąco zachęcić wszystkich do przeczytania.

piątek, 15 kwietnia 2011

"Dziesięciu Murzynków" Agatha Christie

 Zawsze chciałam przeczytać jakąś książkę Agathy Christie, ale jakoś nigdy nie mogłam znaleźć ku temu okazji. Słyszałam dużo o geniuszu jej kryminałów i sama też chciałam się o nim przekonać, więc ucieszyłam się niezmiernie, gdy moją kolejną szkolną lekturą zostało dzieło Christie. Moja klasa trafiła akurat na "Dziesięciu Murzynków", co prawdę mówiąc nie wzbudziło we mnie żadnych emocji (no może poza ciekawością), bo o tytule wcześniej nie słyszałam. Zaczęłam poszukiwać go w księgarniach przy nadarzających się okazjach, jednak zawsze wychodziłam zawiedziona, bo na regałach z kryminałami nie dało się  znaleźć "Dziesięciu Murzynków" . Później dowiedziałam się, że został on zmieniony na "I nie było już nikogo" i właśnie pod tym tytułem należy szukać nowszych wydań.

 Książka zaczyna się od przedstawienia bohaterów. Są oni z różnych warstw społecznych i trudnią się różnymi zawodami, ale wszystkich łączy to, iż zdążają na Wyspę Murzynków, ponieważ zostali zaproszeni. Słynie ona z tajemnicy - żaden człowiek na prawdę nie wie, co się na niej znajduję, ani do kogo należy. Kiedy wszyscy są już na wyspie okazuje się, że jej właściciele są nieobecni. Sytuacja maluje się intrygująco : w wielkiej willi znajduje się dziesięciu praktycznie obcych sobie ludzi, a gospodarzy brak, a co w tym najdziwniejsze : nikt, nawet dwójka służących nigdy ich nie widział.

 Nastrój niepewności szybko przerywa ogłoszony przez płytę gramofonową wyrok : każdy z zebranych kiedyś kogoś zabił. Podnosi się panika. Oliwy do ognia dodaje jeszcze śmierć młodego mężczyzny, Anthony'ego Marstona, która wygląda na spowodowaną zakrztuszeniem. Mieszkańcy wyspy zauważają, że w ich pokojach znajduje się wierszyk:

 Dziesięć małych Murzyniątek
jadło obiad w Murzyniewie,
Wtem się jedno zakrztusiło -
I zostało tylko dziewięć
Dziewięć małych Murzyniątek...

Wśród  paniki narodziło się pytanie: Kto umrze następny?

 To jedna z niewielu szkolnych lektur, którą przeczytałam w tak krótkim czasie. Praktycznie nie mogłam od niej oderwać zanim się nie dowiedziałam, jak skończy się cała tajemnicza historia i kim jest enigmatyczny właściciel wyspy - U.N. Owen. Co chwilę podejrzenia padały na kogoś innego i nie sposób było się domyślić, kto może być mordercą. Akcja toczyła się szybko, toteż w trakcie lektury nie było czasu na nudę lub zniechęcenie. Cała książka jest niewielkich rozmiarów, więc czyta się ją szybko i lekko, a także przyjemnie. Mam zamiar przeczytać więcej książek Agathy Christie, ponieważ czuję się zachęcona.

 Oczywiście "Dziesięciu Murzynków" polecam każdemu, kto pragnie odpocząć przy dobrej książce. Wniosek z tego taki, że czasem warto czytać lektury szkolne.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Stosik kwietniowy

No tak. Przybyło mi ostatnio parę książek, w tym 2 są z biblioteki. Oto one:

Od góry:
Agatha Christie "Dziesięciu Murzynków", którą już przeczytałam, a recenzję dodam za jakiś czas.Z biblioteki.

Eric-Emmanuel Schmitt"Odette i inne historie miłosne" - też z biblioteki. Wypożyczyłam, bo uwielbiam książki Schmitta i już jestem w trakcie czytania.

Nicholas Sparks"Jesienna Miłość" - ta już moja ;)

Stephen King"Bezsenność"

Stieg Larsson"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet"

wtorek, 22 marca 2011

"Wampir z M-3" Andrzej Pilipiuk

 Ostatnio praktycznie wszędzie można natknąć się na wampiry: właściwie nie ma sklepu ani biblioteki, w których nie byłoby nic o wampirach. Powstają o nich też filmy, komiksy i seriale. A wszystko to zaczęło się od sukcesu sagi "Zmierzch" i opanowało w dość krótkim czasie praktycznie cały glob. Nastolatki  oszalały na tym punkcie : co chwilę można dostrzec jakąś zanurzoną w lekturze książki w charakterystycznej, czarnej okładce (przynajmniej wzrósł przez to poziom czytelnictwa), albo grupę dziewczyn rozpływających się nad wdziękami swojego "Edwarda".

 Andrzej Pilipiuk postanowił wyjść naprzeciw tej "zmierzchowej" kulturze i także napisać książkę o wampirach. Jednak nie jest to po prostu zwykła lektura o wampirach, taka jak dziesiątki innych, o nie! Autor po pierwsze umieścił naszych krwiopijców w dość nietypowej scenerii, a mianowicie między szarymi blokowiskami PRL- u. Już sam ten fakt sprawia, że sięga się po nią chętniej, bo każdy zadaje sobie pytanie : Co właściwie mogły robić wtedy wampiry?

 Główną bohaterką, która także od początku stara się znaleźć odpowiedź na to pytanie jest Gosia, osiemnastoletnia wampirzyca, która zawsze sądziła, że wampirem zostaje się po ugryzieniu. Jednak nieźle się zdziwiła, gdy po śmierci obudziła się w trumnie. Co najzabawniejsze na początku sądziła, że jeszcze żyje, jednak z tego błędu szybko wyprowadzili ją inni krwiopijcy - komunista Igor i ślusarz Marek. Biedna dziewczyna musiała się wszystkiego nauczyć - przecież nigdy za życia nie spodziewałaby się, że obudzi się martwa w rodzinnym grobowcu!  Po pierwsze przekonała się, że wampirze życie nie jest takie jak na filmach, a już na pewno nie jest takie wampirze życie w PRL-u. Ludzie gorzej się odżywiają, przez co krew mają niesmaczną, a jedwab na pelerynę można dostać tylko w Pewexie za dolary.

 Spodobało mi się takie humorystyczne podejście do znanych nam wszystkim z mediów i literatury istot. Trzeba pamiętać, że cała ta moda się właściwie od "Zmierzchu", więc autor także nie poskąpił sobie w książce odniesienia do Edwarda, który razem z rodzinką wysysa sarenki w Stanach, nazywając to wegetarianizmem. Andrzej Pilipiuk pokazał coś, z czym już zdążyliśmy się osłuchać i do czego się przyzwyczailiśmy z całkiem innej strony. Sama nie żyłam jeszcze w czasach PRL-u, jednak słyszałam o nich sporo opowiadań, moi rodzice często wspominają tamte czasy, toteż nie miałam problemu, by wczuć się w role bohaterów. Swoją drogą, ta książka może być też uznana za ciekawą lekcję historii.

 "Wampir z M-3" znalazł zarówno bardzo wielu przeciwników, jak i zwolenników. W każdym razie nie jest to książka, która przeszła bez szumu. Ja zaliczam się bardziej do tej drugiej grupy. Może nie jest to bardzo wykwintna lektura, ale warto poświęcić na nią trochę czasu, ponieważ autor zdecydowanie podołał zadaniu. W książce można znaleźć zarówno sporo humoru, jak i ciekawej fabuły. Jest ona świetną receptą na nudę i deszczowe dni.

czwartek, 10 marca 2011

"Mechanizm Serca" Mathias Malzieu

 Pewnego dnia przeglądając odmęty Internetu trafiłam na coś, co mnie zainteresowało, co przykuło mój wzrok i już nie dało o sobie zapomnieć. Była to przepiękna okładka książki o wdzięcznym tytule "Mechanizm Serca". O autorze nie słyszałam nigdy wcześniej, pewnie dlatego, że na co dzień nie jest on pisarzem, a muzykiem.Wszystko zapowiada się ciekawie -klimatyczna opowieść nazwana "baśnią dla dorosłych". Bo przecież każdy z nas chciałby czasem powrócić do czasów dzieciństwa i zapomnieć o całym świecie podczas czytania baśni. Właśnie to zwabiło mnie do zakupienia "Mechanizmu Serca".

 W tej właśnie baśni autor postawił sobie za zadanie ukazanie pięknego uczucia, jakim jest miłość, za pomocą alegorii. Głównym bohaterem jest Jack, którego serce zamarzło, kiedy był jeszcze noworodkiem, a zamiast tego dostał jego protezę w postaci zegara z kukułką. Przez całe życie Jacka zegar działał trochę jak normalne serce- tykał szybko i głośno, gdy chłopiec się zakochał, a gdy cierpiał, jego drewniana proteza z kukułką drżała z żalu.Opiekunka Jacka, Madeleine, często śpiewała mu do ucha przed snem: "Love is dangerous for your tiny heart", ponieważ bała się, że ktoś może złamać mu serce (a w zasadzie zegaroserce).

 Podobało mi się to, że autor przybrał jako miejsce akcji dziewiętnastowieczny Edynburg. Daje to możliwość napisania pięknej, niesamowitej baśni, której to możliwości według mnie Mathias Malzieu niestety nie wykorzystał. Nie wiem właściwie, co tak mi się nie spodobało w tej książce. Wydała mi się wymuszona i po prostu nudna. Na szczęście miała ona tez jasne strony: końcówka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, więc czas poświęcony lekturze nie okazał się do końca stracony.

 Z czytania "Mechanizmu Serca" na pewno wyniosłam jedna ważną lekcję, o której tak często się zapomina: nigdy nie oceniać książek po okładkach. Tyle się  mówi o tym, że pozory mylą, a jednak człowiek często popełnia te same błędy. Z zakupu jednak się cieszę: okładka jest na prawdę przepiękna i teraz każdego dnia, gdy przechodzę obok mojego regału, przyciąga mój wzrok jak magnes. Podsumowując: Autorowi okładki należą się zasłużone brawa, a autorowi książki przydałoby się jeszcze trochę talentu pisarskiego.

czwartek, 3 marca 2011

Pierwszy stosik!

Postanowiłam wstawić tutaj moje najnowsze książkowe nabytki. Oto one:


Od góry:
1. Neil Gaiman - "Gwiezdny pył"
2.Andrzej Pilipiuk - "Wampir z M-3"
3.Eric-Emmanuel Schmitt - "Trucicielka"
4.Nicholas Sparks - "Prawdziwy cud"
5.Mathias Malzieu - "Mechanizm Serca"
6. Haruki Murakami - "Kafka nad morzem"
7.Stephen King - "Zielona mila

sobota, 26 lutego 2011

"Drugie Spojrzenie" Jodi Picoult


Muszę się przyznać, że była to pierwsza książka Jodi Picoult, jaką przeczytałam. Wcześniej oglądałam tylko  film nakręcony na podstawie "Bez mojej zgody", który zresztą zdecydowanie przypadł mi do gustu i właśnie z tego względu postanowiłam, że muszę zapoznać się z twórczością autorki.

 Po kilku pierwszych stronach zniechęciłam się całkowicie do czytania. Dlaczego? Ponieważ zaczęłam gubić się w bohaterach powieści. W prawie każdym akapicie dochodziła nowa postać, a ja już sama nie wiedziałam, kto jest kim. Jednak stwierdziłam, że nie będę oceniać książki po pierwszym rozdziale i czytałam dalej.

Autorka snuje tam historię Rossa Wakemana, łowcy duchów. Nie jest on jednak człowiekiem, który robi to dla popularności lub dreszczyku emocji. Ross poszukuje duchów, ponieważ wierzy, że uda mu się spotkać jego zmarłą narzeczoną, Aimee. Przez przypadek trafia na niesamowitą sprawę: w miasteczku Comtosook, na posiadłości, która podobno jest miejscem pochówku Indian dzieją się dziwne rzeczy. Prawdopodobnie są one związane z tym, że deweloper chce wybudować na tej posesji galerię handlową. Ziemia zamarza, mimo faktu, że jest połowa sierpnia, a z nieba padają płatki róż. Ross czym prędzej zabiera się do poszukiwań ducha, ale to, na co natrafia przechodzi jego wyobrażenia.

 Po jakimś czasie dałam się wciągnąć lekturze. Akcja rozwijała się dość wolno, stawiając przed czytelnikiem mnóstwo pytań i niepewności co do dalszych losów bohaterów. Poruszone były ważne tematy, a dwa przede wszystkim: śmierć i miłość. Ale nie tylko miłość mężczyzny i kobiety. Książka traktuje o różnych miłościach: miłości matczynej, ojcowskiej, czy miłości brata i siostry.Właśnie na tym opiera się większość wątków . Jest to po części książka o zjawiskach paranormalnych, jednak podczas czytania nie ma się wrażenia, że coś takiego mogłoby być nieprawdziwe, zmyślone.Wszystko wydaje się realne i możliwe.

 Można się przy niej na prawdę wzruszyć, a także zastanowić nad własnym życiem i tym, jakie jest kruche. Dzięki jednej z postaci- małemu chłopcu o imieniu Ethan, można zauważyć, jakie to szczęście móc być normalnym człowiekiem, wychodzić na dwór, oglądać zachody słońca i wiedzieć, że ma się całe życie przed sobą.

 Podsumowując: jest to bardzo dobra książka, którą na pewno warto przeczytać.

sobota, 19 lutego 2011

"Dziecko Noego" Eric-Emmanuel Schmitt


 Na książkę natrafiłam w bibliotece, jako jedną z historii w zbiorze "Opowieści o Niewidzialnym" Erica- Emmanuela Schmitta. Po wcześniejszym przeczytaniu "Oskara i Pani Róży" stwierdziłam, że muszę zapoznać się z innymi dziełami autora, co też uczyniłam.

 Bohaterem jest tutaj dziesięcioletnie żydowskie dziecko - Joseph. Gdy rozpoczyna się wojna, rodzice są zmuszeni oddać go najpierw do zamożnej, paryskiej rodziny, a następnie do ojca Ponsa , opiekuna w Żółtej Willi- schronieniu dla dzieci, w tym oczywiście także Żydów. Życie w tej małej wiosce było raczej spokojne, choć czasem dochodziły tam echa wojny, a co jakiś czas nawet odbywały się kontrole mieszkańców. Pewnej nocy chłopiec zauważył, że ojciec wymyka się do kaplicy i zamyka drzwi na klucz,a już następnym razem wślizgnął się za nim, by odkryć jego największy sekret, którego do tej pory nikt nie miał zaszczytu poznać.

 Schmitt znów pokazuje, że piękna opowieść nie musi być długa i rozwlekła, by zmienić czyjeś życie. W tej krótkiej przypowiastce udało mu się zawrzeć wiele prawd życiowych. Podsunął w niej ciekawy punkt spojrzenia na różne religie, skupiając się przede wszystkim na judaizmie. Najbardziej jednak zaskakujące jest to, że udało mu się poruszyć te wszystkie problemy z punktu widzenia dziecka, które dopiero zaczyna poznawać świat. Książka ta, jak wiele innych, pokazuje także, jaką siłę ma przyjaźń, ukazując jako wzór Josepha i jego najlepszego przyjaciela- Rudiego.

 Całość pisana jest lekkim językiem (narracja jest pierwszoosobowa i wszystko pokazane jest z perspektywy Josepha, więc nie ma co doszukiwać się tutaj wyniosłych, patetycznych zwrotów). Lektura nie jest długa, ale przynosi wiele wzruszeń i zachwyca swą  prostotą.

 Podsumowując wszystko, co wyżej napisałam, chcę zachęcić wszystkich do przeczytania tej opowieści - zarówno obeznanych z twórczością Schmitta, jak i tych, którzy dopiero mają zamiar przeczytać którąś z jego książek.

piątek, 21 stycznia 2011

"Mroczna Połowa" Stephen King

 Już na wstępie muszę zaznaczyć, że jest to pierwsza książka Kinga, po którą sięgnęłam. Celowo nie przeczytałam od razu dzieł, które są określane najlepszymi w dobytku "Króla Horroru", ponieważ kiedy przeczyta się najpierw najbardziej interesującą, najciekawszą książkę danego autora, każda kolejna pozostawia po sobie pewien niedosyt. Dlatego właśnie zdecydowałam się wziąć na pierwszy ogień "Mroczną Połowę".

 Ogólnie na podstawie opisu na okładce książki można uważać, że zapowiada się ciekawie- mroczny kryminał opowiadający o pisarzu ambitnych powieści psychologicznych - Thadzie Beaumoncie, który pisze także pod pseudonimem George Stark. Książki Starka są jednak o wiele bardziej krwawe, a przy okazji trafiają na listy bestsellerów. Nikt, kto przeczytał jakiekolwiek dzieło Starka w życiu nie przypuściłby, że mógł to napisać ten spokojny, z lekka niezdarny mężczyzna, Thaddeus. To tak jakby to były dwie zupełnie różne osoby. Jednak spisek został wykryty i pod wpływem szantażu Beumont zgodział się na artykuł opisujący to wszystko w magazynie "People", gdzie oficjalnie pochował George'a Starka. Niestety, zaraz po tym zdarzeniu ginie wielu ludzi związanych z Thadem, a w okolicy grobu Starka zostają znalezione odciski wielkich stóp.

 Jak wiadomo każdemu, kto interesuje się twórczością Kinga, pisał on przez jakiś czas pod pseudonimem Richard Bachmann i to właśnie on prawdopodobnie zainspirował go do napisania "Mrocznej Połowy". Pomysł napisania takiej książki był dobry, jednak uważam, że autor słabo go wykorzystał. Pomimo tego, że jest to raczej literatura grozy, nie można ani na chwilę poczuć strachu. Prawie cała akcja jest bardzo przewidywalna, przez co nie jest w stanie wciągnąć i zachęcić czytelnika. Wszyscy bohaterowie mają dość automatyczne i mało zaskakujące zachowania, ale trzeba przyznać autorowi, że czarny charakter jest wykreowany po mistrzowsku - zły, silny i bezduszny, jak Aleksis Maszyna, bohater książek George'a Starka.

 Z wyżej wymienionych powodów nie będę zachęcać do jej przeczytania, bo książka do świetnych nie należy, a gdybym miała określić ją jednym słowem, powiedziałabym: średnia. Czyta się łatwo, ale nie wnosi ona niczego nowego, odkrywczego. Mam nadzieję, że inne książki Kinga okażą się ciekawsze, bo oczywiście nie mam zamiaru skończyć poznawania twórczości autora na tej jednej.  

wtorek, 11 stycznia 2011

"Gra Anioła" Carlos Ruiz Zafón

 Kolejna książka Zafóna przeczytana. Jak już wcześniej pisałam "Cień Wiatru" wywarł na mnie takie wrażenie, że nie byłabym w stanie nie przeczytać jakiegoś innego dzieła tego autora.

 Wystarczyło jedynie otworzyć książkę, by znów poczuć uwodzicielski klimat dwudziestowiecznej Barcelony z jej tajemnicami, a także dać się do reszty pochłonąć lekturze. Tym razem wydarzenia rozgrywają się nieco wcześniej, bo jeszcze przed wojną, miasto jest jakby spokojniejsze i nikt otwarcie nie wykazuje agresji, co jednak nie przeszkadza temu, by stało się w nim wiele, czasami mrożących krew w żyłach, rzeczy.

 Bohaterem, który wprowadza czytelnika w ten świat jest David Martin, człowiek biedny, jednak posiadający ogromny talent i ambicje, by zostać pisarzem. Czytałam już wiele powieści, w których motywem było ocalenie, a w niektórych przypadkach zniszczenie wyjątkowej księgi. Jednak zadanie, jakie zostało postawione przed Davidem jest całkiem odmienne: musi on ową księgę napisać. Nie byłoby w tym nic niesamowitego, bo przecież David chciał zostać pisarzem, jednak okoliczności, jak i sam temat książki były zgoła nietypowe. Mężczyzna po jakimś czasie zauważa, że niektóre sprawy związane z książką zaczynają go przerażać, jednak droga odwrotu została już dawno zamknięta.

 W trakcie czytania "Gry Anioła" stwierdziłam, że Zafón jest mistrzem w graniu ludzkimi emocjami. Najpierw podsyca ciekawość czytelnika, a następnie przeraża go, jednocześnie wprawiając w niemałe zaskoczenie. Książkę czyta się szybko, ponieważ ciągły bieg wydarzeń i świetny styl autora nie pozwalają odejść od niej ani na chwilę. Także główny bohater nie pozostawia wiele do życzenia: jest tajemniczy, ale gdy trzeba potrafi wykazać się niecodziennym humorem. Muszę przyznać, że ta powieść jest chyba trochę bardziej mroczna i przybijająca od poprzedniej, może dlatego, że w "Cieniu Wiatru" całe napięcie rozładowywał Fermin - niesamowicie barwna postać. W "Grze Anioła" taką osobą miała być chyba pomocniczka Davida, Isabella, jednak  nie spełniła ona w moich oczach tej roli.

 Podsumowując, książkę uważam za zdecydowanie udaną. Jest to powieść, z elementami detektywistycznymi i nutką horroru. Dzięki temu nie jest ani przesadzona, ani nudna.Polecam każdemu.

piątek, 7 stycznia 2011

"Oskar i Pani Róża" Eric-Emmanuel Schmitt

 "Oskara i Panią Różę" dostałam na święta i już w noc wigilijną postanowiłam  przeczytać. Wielu ludzi przyrównuje ją do "Małego Księcia", jednak ja uważam, że jest od niego całkiem inna, dająca całkiem odmienne spojrzenie. Choćby już sam początek mówi, że  to coś wyjątkowego i jedynego w swoim rodzaju :
 "Szanowny Panie Boże,
Na imię mi Oskar, mam dziesięć lat,   podpaliłem  psa, kota, mieszkanie (zdaje się nawet, że upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do Ciebie wysyłam, bo jak dotąd, z powodu nauki, nie miałem czasu."
 Po tym niezwykłym wstępie następuje zapoznanie czytelnika z całą sytuacją Oskara: jest on małym chłopcem, który wie, że niedługo umrze, a jedyną osobą, której bezgranicznie ufa i z którą rozmawia, kiedy tylko może, jest ciocia Róża. Pewnego dnia kobieta mówi chłopcu, żeby każdy dzień swojego życia traktował jak dziesięć lat i jak najczęściej pisał listy do Boga.

 Chłopiec przeżywa przez kilka swoich ostatnich dni całe życie: najpierw dzieciństwo, potem dojrzewanie i jego problemy, następnie wchodzi w dorosłość i zaczyna myśleć poważnie nad przyszłością, a na samym końcu starzeje się, stając się niedołężnym człowiekiem wiedzącym, że śmierć czeka na niego za rogiem. Przez cały ten czas towarzyszy mu Pani Róża, która potrafi pocieszyć i wesprzeć na duchu, ale także zawsze mówi chłopcu szczerą prawdę.

 Ta książka daje nam szansę do refleksji nad własnym życiem i tym, co robimy, jakie podejmujemy wybory. Praktycznie na każdej jej stronie można znaleźć cenne wskazówki i ważne myśli. Dzięki niej możemy też głębiej zastanowić się nad naszym wnętrzem i sprawami duchowymi, o których  także traktuje. Czytając "Oskara i panią Różę" trudno nie pomyśleć o tym, co będzie, gdy skończy się nasz ziemski żywot. Wyjątkową rzeczą jest także to, że wszystko  jest widziane oczami dziesięcioletniego chłopca, co prawda dojrzewającego z dnia na dzień, jednak ciągle myślącego tak jak dzieci. Zwraca on uwagę na rzeczy, które dorosłego człowieka nie interesują, pomimo tego, że niektóre z nich są istotne.

 Książka jest zbiorem listów Oskarka do Boga, więc daje to czytelnikowi poczucie, że przeżycia opisywane przez chłopca są naprawdę szczere i płynące z głębi serca. Przy czytaniu można się naprawdę wzruszyć, jak i dojść do ważnych wniosków i właśnie dlatego chciałabym polecić tą książkę absolutnie wszystkim.

czwartek, 6 stycznia 2011

"Cień Wiatru" Carlos Ruiz Zafón



 Książkę przeczytałam już dość dawno, jednak wciąż mam w pamięci wiele fragmentów, więc postanowiłam ją tu zrecenzować. Właściwie nie pamiętam, co skłoniło mnie do przeczytania "Cienia Wiatru". Słyszałam o niej wiele pozytywnych opinii, więc kiedy zauważyłam ją w sklepie, bez większego zastanowienia kupiłam.

 Całą fabułę poznajemy z punktu widzenia młodego Daniela Sempere, który pracuje w księgarni swojego ojca. Jego przygoda z książką zaczyna się, kiedy znajduje na Cmentarzu Zapomnianych Książek tom o tytule " Cień Wiatru". Lektura tak wciąga chłopaka, że postanawia on dowiedzieć się wszystkiego o niej i jej autorze - Julianie Caraxie. Jednak szybko okazuje się, że nie jest to takie proste. Daniel z uporem próbuje ocalić książkę, jednak jego życiu też zaczyna grozić niebezpieczeństwo. Wtedy też zaczynają wychodzić na jaw dawne sekrety, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Wiele rzeczy przestaje być takimi, jakimi zawsze widział je chłopak - wszystko ma drugie dno, którego wcześniej nie potrafił dostrzec.

 Mnie ta książka bardzo mile zaskoczyła. Jest w niej wiele wątków romantycznych, ale raczej nie można odnieść wrażenia, że jest nimi przesycona. Akcję podtrzymują przyspieszające bicie serca sceny, które pojawiają się w najmniej spodziewanych  momentach. W lekturze urzekające są też opisy dwudziestowiecznej Barcelony, a także niesamowite zdjęcia, które idealnie wprowadzają czytelnika w klimat powieści i pozwalają przez moment oddychać powietrzem tego miasta. .

 Jest to pierwsza książka Carlosa Ruiza Zafóna, jaką przeczytałam, a po wrażeniu, jakie na mnie wywarła sądzę, że nie ostatnia. Autor w bardzo umiejętny sposób wplótł w nią swoje mądre przemyślenia. Pokazuje ona też to, czego na co dzień nie widzimy lub nie zauważamy - rzeczy, do których jest w stanie posunąć się człowiek, który stracił absolutnie wszystko, co posiadał i nie widzi już sensu w życiu. Mogę śmiało polecić "Cień Wiatru" każdemu, kto szuka dobrej książki.